Łuh to nieistniejąca już wieś położona na lewym brzegu rzeki Wetliny. Została założona na prawie wołoskim, w dobrach Balów z Hoczwi po 1543 roku. Nazwa wsi pochodzi od słowa ,,łuh" oznaczającego podmokłą łąkę.
Wcześniej wieś nosiła nazwę Wielki Luch, potem Łuch, ostatecznie Łuh. Wikipedia natomiast podaje nazwę ,,Ług" - próbując spolszczyć oryginalne nazewnictwo.
Jak wspomniałam grunty należące do wsi znajdowały się po lewej stronie rzeki i zajmowały wzgórza między Kalnicą i Zawojem. Do naszych czasów przetrwał tarasowy układ pól. Droga, którą wędrujemy również przebiega w miejscu, gdzie znajdowała się przed laty (z tą maleńką różnicą, że jest wyasfaltowana).
Przed wojną w jednym z domów znajdował się sklep prowadzony przez rodzinę Kołysarów. Z kolei w chacie Iwana i Wasyla Dziendzia do 1944 roku funkcjonowała 3-klasowa szkoła powszechna.
Na tablicy informacyjnej znajdującej się w pobliżu cerkwiska znajdziecie informacje o mieszkańcach. Ktoś zadał sobie dużo trudu, żeby odnaleźć nazwiska i przezwiska dawnych mieszkańców (zapewne ktoś ze Stowarzyszenia Rozwoju Wetliny i Okolic, bo to oni utworzyli ścieżkę ,,Bieszczady Odnalezione").
Bez wątpienia pomaga to sobie wyobrazić jak wyglądała wioska. Ulokować tu domy, uzmysłowić sobie ile osób tu mieszkało.
Cerkwisko, czyli miejsce gdzie stała cerkiew
Cerkiew stała w centralnej części wsi, na wzniesieniu - jak to zwykle. Ostatnia świątynia w Łuhu była drewniana, została wybudowana w 1864 roku i nosiła imię Mikołaja Cudotwórcy. Wcześniej istniała tu parafia, ale władze austriackie zlikwidowały ją i od tego czasu cerkiew w Łuhu była tylko tą filialną. Należała do parafii w Jaworzcu.
Zdjęcie pochodzi z tablicy informacyjnej znajdującej się na miejscu, nie udało mi się znaleźć żadnej innej fotografii cerkwi w Łuhu
Świątynia była trójdzielna, szalowana pionowymi deskami, niewielka, bo i wieś nie była zbyt liczna. Cerkiew wieńczyły trzy kopułki ze ślepymi latarniami. Obok stała drewniana dzwonnica, na planie kwadratu, kryta gontowym dachem.
Co zachowało się do dnia dzisiejszego na cerkwisku? Niewiele. Jeden nagrobek, ewidentnie częściowo (jeśli nie całkowicie) zrekonstruowany. Na tutejszym cmentarzu dominowały podobno zwykłe groby ziemne z drewnianymi krzyżami, dlatego do dnia dzisiejszego nie ostało się praktycznie nic...
Prócz tego kamiennego nagrobka możemy tu zobaczyć prawdziwą perełkę - stoi tu krzyż drewniany, oryginalny, postawiony w roku 1938 (!) postawiony w 950 rocznicę Chrztu Rusi.
krzyż postawiony w 1938 roku, z okazji 950-lecia Chrztu Rusi
Pomyślcie sobie, że ten drewniany krzyż stoi tu od ponad 80 lat (ponoć był przewrócony, ale postawiono go do pionu tworząc ścieżkę).
Znajdziemy tu jeszcze jeden krzyż podpisany ,, Pamięci mieszkańców wsi Łuh deportowanych z własnej ziemi 6 czerwca 1946 roku" - ustawiono go w 2011 roku.
Kiedyś...
A kiedyś stał tu dwór, dookoła znajdowały się dworskie zabudowania. Mieszkała tam żydowska rodzina Nutów. Dawni mieszkańcy zapamiętali ich jako dobrych i życzliwych sąsiadów. W Łuhu znajdowała się także karczma, młyn wodny.
A wracając do dworu, to stał on powyżej pomnikowej lipy, gdzieś w pobliżu gdzie obecnie znajduje się staw.
Ludzie wiedli tu swój żywot w spokoju, każdego dnia obrabiając swój spłachetek pola, pasąc bydło, dbając o gospodarstwo.
Widok ze ścieżki wiodącej na cerkwisko w kierunku drogi
W Łuhu nie zostało nic, żaden człowiek, żaden budynek. Była wieś - nie ma wsi. Mieszkało tu w 1938 roku 226 osób. Część objęły wysiedlenia na sowiecką Ukrainę, pozostałych wysiedlono na Ziemie Zachodnie w ramach akcji ,,Wisła".
10 maja 1947 roku wyjechali stąd ostatni mieszkańcy. Od tamtego dnia niepodzielnie rządzi tu matka natura.
Bieszczady Odnalezione
W pobliżu łąk na Łuhu znajdowało się w latach 90-tych pole namiotowe. Pozwolę sobie, przy okazji ,,środkowej" wioski leżącej na owym szlaku napisać parę słów o niej. Ścieżka przyrodniczo - historyczna ,,Bieszczady Odnalezione" to efekt 2 lat pracy, w którą włączeni byli członkowie Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Wetliny i Okolic, oraz Stowarzyszenie Beskydzkie Zemlactwo z Iwano-Frankowska. W prace włączone było także Nadleśnictwo Cisna.
Studnia stoi w każdej wiosce...
Ścieżka nie jest znakowana, nie musi, ponieważ wiedzie drogą. Najpierw asfaltowaną, potem kamienistą. Mieliśmy to szczęście, że podczas naszego urlopu była bardzo przyjemna temperatura oscylująca w okolicach 20 stopni, ale w upalny dzień chyba byśmy się tutaj nie wybrali.
Wszystkie punty na trasie są oznaczone drogowskazem, wystarczy podążać za ścieżką. Miejsca gdzie znajdowały się cerkwie i cmentarze są dzięki tej inicjatywie ocalone od zapomnienia. Zostały ogrodzone, widać, że są koszone.
Wędrówka jest dość długa i monotonna, ale warto. Poza tym jeśli macie możliwość zabrania w Bieszczady roweru, to nie ma chyba lepszej trasy ;)
Cisza jak ta...
Takie miejsca jak Łuh to raj dla duszy i ciała. W jednym z artykułów poświęconych ścieżce ,,Bieszczady Odnalezione" spotkałam się ze zdaniem autorki (Lidia Tul-Chmielewska): ,,Wyprawę tę polecamy zwłaszcza ludziom dojrzałym emocjonalnie i kulturowo".
To nie jest miejsce z przepięknymi widokami. Tutaj idzie się w innym celu. Bogata bieszczadzka przyroda, zapach ziół, szum strumienia, śpiew ptaków, rechot kumaków... W takich miejscach odpoczywa się tak na prawdę, oddycha pełną piersią i ładuje akumulatory.
Może jakieś widoki tutaj są ;)
Ponadto jest to trasa dla dociekliwych turystów, którzy z wycieczki w Bieszczady chcą wynieść coś więcej niż tylko zdjęcia. Jest to lekcja historii i to taka w najlepszym wydaniu, bo z takiej lekcji w terenie zapamiętacie dużo więcej niż z tej, która odbywała się w szkolnej ławie.
Wiadomo, że życie tutaj się zapewne nie odrodzi, wszystko zarosło... ale dbając o takie miejsca możemy sprawić, że te miejsca pozostaną żywe. Dzięki pamięci.
©Kasia Skóra
źródła:
tablice informacyjnie na trasie ścieżki
Ładnie i mądrze napisane.
OdpowiedzUsuń