/ Na Węgierskim Trakcie - Daliowa - Magurskie wyprawy }

podróże, góry, fotografia

Na Węgierskim Trakcie - Daliowa

Na Węgierskim Trakcie - Daliowa
Początki Daliowej sięgają XIV wieku, kiedy to 25 lutego 1363 roku niejaki Hryćko Zarowicz otrzymał od króla Kazimierza Wielkiego pozwolenie na lokację wsi na prawie niemieckim. Na początku wieś zwała się Hryciową Wolą. Osadźcą byli ludzie pochodzenia ruskiego. W kolejnym stuleciu osada znana była jako Dalejów i była własnością biskupią. 


Sama nazwa Daliowa pochodzi prawdopodobnie od imienia Dalej albo od słów dal' lub dolina. Z nazwą Daliowa w dzisiejszym brzmieniu spotykamy się dopiero w XVI wieku. Mniej więcej w tym czasie biskup przemyski zmienił lokację wsi na wołoską.


W 1880 roku mieszkało tu 710 grekokatolików i 50 katolików rzymskich. Nie zaznaczyły się tutaj wpływy agitacji rusofilskiej ani ukraińskiej, ludzie uważali się zawsze za Rusnaków.

Wejście do zakrystii

Daliowa uważana była za jedną z bogatszych wiosek. W latach dwudziestych zbudowano pierwszy w okolicy dom ludowy. Mieściła się w nim biblioteka, oraz scena wiejskiego teatru, kierowanego przez miejscową nauczycielkę. Zapraszano lokalnych artystów, raz do Daliowej zajechało nawet nieme kino. Natomiast wydarzeniem bezprecedensowym miał być występ teatru ze Lwowa na deskach lokalnego domu ludowego. Niestety zainteresowanych było tak wielu, że nie mogli się pomieścić. Podjęto wtedy decyzję o przeniesieniu występu do większej sali, która znajdowała się w ratuszu w Jaśliskach.


Mieszkańcy zostali przymusowo wysiedleni w dwóch turach. Najpierw na wschód, gdzie zostali osiedleni w obwodzie lwowskim i tarnopolskim, a pozostali w czasie akcji ,,Wisła" w okolice Szczecina i Koszalina.


W cerkwi znajdowała się unicka cerkiew pw. św. Paraskewii. Spłonęła tuż przed Świętami Wielkiej Nocy w 1931 roku. Świadek zdarzenia relacjonował, że cerkiew płonęła jak świeczka i w ciągu dwóch godzin ogień strawił ją doszczętnie. Ocalała dzwonnica i budynki gospodarcze.


Zachowały się cenne ikony z dawnej cerkwi. Dwa lata przed spaleniem cerkwi, mieszkańcy przekazali pochodzące z XV-XVII wieku ikony do organizowanego wówczas Muzeum Narodowego we Lwowie.


Mieszkańcom trudno było znaleźć fachowców do wzniesienia nowej cerkwi. W końcu w 1933 roku udało się z pomocą Huculskich cieśli wybudować nową świątynię, niestety aż do czasów wysiedleń nie została ona wykończona wewnątrz.
Od 1947 roku do lat 80-tych XX wieku cerkiew była wykorzystywana jako magazyn, jak wiele innych świątyń łemkowskich w tamtych czasach. Przyczyniło się to do ogromnego zniszczenia cerkwi.


Na szczęście w latach 90-tych przy ogromnej pomocy Łemków ze Stanów Zjednoczonych udało się wyremontować świątynię. Wymieniono belki, wyremontowano dach, wymieniono stolarkę okienną... W 1995 roku dokonano uroczystego poświęcenia cerkwi.


Wnętrze cerkwi nadal pełni funkcję magazynu. Są tam przechowywane ławki z kościoła w Jaśliskach. Na ścianach wiszą reprodukcje ikon.

Stan cerkwi przed remontem, lata 90.

Na uwagę zasługuje bryła świątyni. Zbudowano ją na planie krzyża łacińskiego. Nie jest to styl typowy dla Łemkowszczyzny, jest nawiązaniem do ukraińskiego stylu narodowego. Nad wejściem do zakrystii znajduje się tabliczka z rokiem budowy (1933).

Stara plebania, obecnie dom prywatny

Cmentarz znajdujący się przy cerkwi jest wykoszony, ale tylko w tej ,,nowszej" części, natomiast starsza ginie w zielsku wszelakim.




Przy samym wejściu na teren cmentarza, po lewej stronie widać resztki kamiennego muru. Wszystko jest porośnięte dzikim bzem i innymi krzewami. Są to ruiny kamiennej kostnicy.

Ruiny kamiennej kostnicy

Około 300 metrów za skrzyżowaniem z drogą na Rymanów stoi piękna kapliczka. Została postawiona przez Łemków wracających z Ameryki. Była podobno miejscem kultu dla miejscowych Cyganów.


Wewnątrz istny festiwal bogactwa, pstrokacizna w najczystszym wydaniu. 






Jedziemy dalej w stronę Stasianego. Spotykamy po drodze jeszcze jedną przydrożną kapliczkę. Cokół jest chyba oryginalny.


Przy szosie do Tylawy, już poza terenem zabudowanym należącym do Daliowej znajduje się jeszcze jeden jej przysiółek. Nazywa się Spalona. Dawniej określano go jako Międzylas. Koło obecnej leśniczówki zbudował niegdyś swoją willę biskup przemyski św. Józef Sebastian Pelczar. Willa była drewniana, okazała, piętrowa. Jeszcze w czasie I wojny światowej budynek został zdewastowany i zniszczony. Część wyposażenia ocalała. Ołtarz z kaplicy domowej, konfesjonał, kafle pochodzące z rozbiórki pieców przeniesiono o siedziby sióstr sercanek w Jaśliskach.
Pelczar nie tylko przyjeżdżał tu na wakacje. Pracował tu, odpoczywał, pod jego duchową opieką powstawało i rozwijało się wspomniane Zgromadzenie Sióstr Sercanek.

Kaplica i droga krzyżowa na Spalonej

Na pamiątkę pobytu biskupa zbudowano tu kaplicę, dzięki staraniom proboszcza z Jaślisk. Znajduje się tu także droga krzyżowa. Ile razy tam przejeżdżamy to zawsze jest tam wykoszona trawa, miejsce jest raczej zadbane. Ciekawi mnie jeszcze jak wygląda kaplica wewnątrz. Podobno odprawiane są tu parę razy w roku msze święte. 
Św. Józef Sebastian Pelczar szczególnie troszczył się o ubogich, zakładał ochronki, kuchnie dla ubogich, schroniska dla bezdomnych. Był człowiekiem zgodnym i otwartym. Wzywał do godnego współżycia różnych narodowości. Naród polski i ukraiński porównywał do dwóch rzek - Wisły i Sanu, które płyną obok siebie zgodnie. Był przychylny grekokatolikom. 
Papież Jan Paweł II najpierw beatyfikował Pelczara w 1991, a w 2003 roku w Rzymie kanonizował go.


Bardzo gorąco polecam Wam te okolice. Można (a nawet trzeba!) podjechać sobie na Przełęcz Szklarską i przejść się Traktem Węgierskim (pisaliśmy o tym niezwykle ciekawym miejscu TUTAJ). 
Widać stamtąd i Jaśliska i Daliową... 

Tam w dole znajduje się Daliowa - widok w Węgierskiego Traktu

W Daliowej znajduje się Dzikie Wino. Można tam zjeść i się przespać. Z tego co się orientuję organizują np. różne warsztaty, coś tam się dzieje. Nie sprawdziliśmy jeszcze tego miejsca, ale jak to zrobimy to pewnie coś tutaj dopiszemy :)


Jeśli będziecie w okolicy to koniecznie odwiedźcie Daliową. Jeśli chcecie wejść do cerkwi to klucz ma Pani, która mieszka tuż obok. Pukacie do najbliższych drzwi jakie są. Dom z pustaków z tego co pamiętam. Pani otworzy, coś Wam opowie, odpowie na wszystkie pytania. 
My tyle razy przejeżdżaliśmy przez Daliową i zawsze miałam ochotę zobaczyć cerkiew, myślałam, że jest zamknięta na głucho, że klucze pewnie trzyma jakiś ksiądz... A tu proszę, odwiedzenie jej jest łatwiejsze niż się zdaje :)





© Kasia Skóra








Źródła:

 Grzesik W., Traczyk T., Wadas B. ,, Beskid Niski od Komańczy do Wysowej", Warszawa 2015

1 komentarz:

Jeśli spodobał Ci się nasz wpis - zostaw po sobie ślad :)
Dziękujemy za odwiedziny!

Polecamy

Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazownictwa w Bóbrce

Tak się składa, że mieszkamy bardzo blisko najstarszej, nadal działającej kopalni ropy naftowej! Na tym terenie założono Muzeum Przemysłu Na...

Bottom Ad [Post Page]