Tematem wierzeń i obyczajów interesuję się nie od dziś. Od dłuższego czasu natomiast zbieram i systematyzuję materiały na ten temat. Do napisania tego artykułu w dużym stopniu zmobilizował mnie udział w odbywającym się niedawno w Gorlicach spotkaniu z etnolog prof. Olgą Solarz na temat ludowych sposobów odczyniania uroków w Karpatach.
Jako, że terenem interesującym mnie w szczególny sposób jest Łemkowszczyzna, pozwolę sobie zabrać Was dziś w podróż do mistycznego świata ludowych wierzeń, w krainę worożków, baczów i bosorek.
Zapraszam!
Wśród znachorów istniała pewnego rodzaju gradacja.U szczytu hierarchii stali baczowie, których zakres, można rzec ,,usług" był dość szeroki. Zajmowali się leczeniem, wróżeniem, unieszkodliwianiem upiorów... Jako, że wachlarz ich możliwości był szeroki, o nich, a zwłaszcza w kontekście ich sposobów na walkę z upiorami napiszę w osobnym artykule.
Dziś natomiast będzie o tych stojących nieco niżej w magicznej hierarchii - o worożkach, znachorach przepowiadających przyszłość, znachorach trudniących się leczeniem ludzi, czy zwierząt, oraz o bosorkach.
Bosorki we wspomnianej hierarchii stały najniżej, oraz jednocześnie stanowiły najliczniejszą grupę. Trudniły się wyłącznie leczeniem i weterynarią przy zastosowaniu zarówno magii, jak i środków racjonalnych. Były uważane za groźne, gdyż według powszechnego przekonania współdziałały z ,,nieczystymi" mocami.
Ażeby pozbyć się czarownic Łemkowie wychodzili w dniu św. Jana na granicę swojej wsi i wołali:,,Czarownice, czarownice idźcie czarować za granicę".
Również mężczyźni mogli być czarownikami. Szczególne predyspozycje w tym kierunku mieli wykazywać ci będący młynarzami czy cieślami.
Do czynności związanych z leczeniem przy pomocy metod magicznych dołączały się pewne elementy religijne. Ważna była liczba 3. Zabieg zaszeptywania na przykład najczęściej powtarzano trzy razy.
Ażeby oddalić od siebie podejrzenia o związek z siłami nieczystymi, wielu znachorów, czy baczów demonstracyjnie podkreślało swoją pobożność. Prowadzili ascetyczny tryb życia, przestrzegali postu w środy i piątki. Szczególną uwagę zwracała na siebie sławna znachorka z Blechnarki Akila Dancz, która ostatni posiłek przyjmowała we wtorek, zaś kolejny dopiero w piątkowy wieczór.
Osoby trudniące się znachorstwem, oraz szeroko pojętą sztuką magiczną często bywali ekscentrykami, wyróżniali się w jakiś sposób spośród innych. Ciekawym przypadkiem był worożka z Wysowej - bezdzietny, zamożny gazda, który porzucił żonę i żył z inną kobietą. Zajmował się głównie wróżeniem, wskazywał gdzie szukać zguby, czy przedmiotów ukradzionych, umiał odczyniać uroki (leczyć różę, czy kurdziel u bydła), ale z wielką chęcią udzielał także porad w sprawach małżeńskich.
Jego klienci opowiadali, że swoją moc czerpał ze sznurka od gaci, czyli tzw. ,,hacznyka". Bawił się nim zwykle, kiedy się głęboko nad czymś zamyślił, skąd zapewne zrodziło się owe przekonanie.
W swoich działaniach znachorzy często posługiwali się rekwizytami cerkiewnymi i poświęcanymi. Worożkowie zajmujący się przepowiadaniem przyszłości wyszukiwali zguby za pomocą psałterza. Jak? Otwierali na oślep księgę, a na tej stronie ,,gdzie się otworzył" miała znajdować się odpowiedź na zadane przez klienta pytanie (wiadomo, do własnej interpretacji, więc każdy znalazł coś dla siebie).
Nie każę Wam w to wierzyć, a pokazuję jedynie jak ważną rolę jeszcze całkiem niedawno odgrywali ci ludzie w życiu wioski. Bo to byli prawdziwi ludzie, owiani w jakiś sposób legendą, ale całkiem realni i stąpający po ziemi.
W opowiadaniach Łemków, które zbierał wybitny etnograf Roman Reinfuss, prawda miesza się z ludową fantazją. Sami znachorzy, worożkowie, baczowie opowieściami - niekoniecznie realnymi - budowali wśród ludności swoją można powiedzieć renomę. Opowiedział jednej osobie, ta przekazała to kolejnym i tak właśnie ich legenda, ale i wbrew pozorom wiarygodność rosła. Ponoć kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą :)
Oczywiście tak samo jak i dziś, wśród osób trudniących się tym fachem trafiali się oszuści. Reinfuss podaje przykład z Łosia gdzie miało straszyć na plebanii. Zgłosił się więc do proboszcza znachor, który miał problemowi zaradzić. Kiedy ten odmówił, okazało się, że ,,strachem" wydającym tajemnicze odgłosy i pomruki był własnie tenże znachor, okazujący wielką chęć pomocy.
Dzisiaj wiara w uroki odchodzi w zapomnienie. Chociaż są jeszcze małe wioski, skryte wśród gór Beskidu Niskiego, gdzie bosorki nadal zabierają krowom mleko, a węgielki wrzucane do garnuszka z zimną wodą, liczone od tyłu mogą pomóc... Nie zapominając oczywiście o wylaniu wody przez lewe ramię i odwróceniu garnuszka do góry dnem... Ale więcej Wam nie zdradzę :)
Kasia
Źródła:
Roman Reinfuss " O łemkowskich worożkach, baczach i czarownikach"
Jako, że terenem interesującym mnie w szczególny sposób jest Łemkowszczyzna, pozwolę sobie zabrać Was dziś w podróż do mistycznego świata ludowych wierzeń, w krainę worożków, baczów i bosorek.
Zapraszam!
Wśród znachorów istniała pewnego rodzaju gradacja.U szczytu hierarchii stali baczowie, których zakres, można rzec ,,usług" był dość szeroki. Zajmowali się leczeniem, wróżeniem, unieszkodliwianiem upiorów... Jako, że wachlarz ich możliwości był szeroki, o nich, a zwłaszcza w kontekście ich sposobów na walkę z upiorami napiszę w osobnym artykule.
Dziś natomiast będzie o tych stojących nieco niżej w magicznej hierarchii - o worożkach, znachorach przepowiadających przyszłość, znachorach trudniących się leczeniem ludzi, czy zwierząt, oraz o bosorkach.
Bosorki we wspomnianej hierarchii stały najniżej, oraz jednocześnie stanowiły najliczniejszą grupę. Trudniły się wyłącznie leczeniem i weterynarią przy zastosowaniu zarówno magii, jak i środków racjonalnych. Były uważane za groźne, gdyż według powszechnego przekonania współdziałały z ,,nieczystymi" mocami.
Fot. Roman Reinfuss
Główna działalność bosorek to odbieranie cudzym krowom mleka i przysparzania go swoim. Niewiele trzeba było, aby kobieta została uznana za bosorkę, wystarczyło mieć załzawione oczy, rozbiegany wzrok, gdyż to własnie oczy były tu kluczowe - dzięki nim owe kobiety mogły innych ludzi ,,porobyty" czyli zaczarować.
Ponoć miały też konszachty z diabłem i bez większego wysiłku mogły także zaszkodzić innym. Ich szczególna moc miała przypadać na dzień św. Jerzego, kiedy to wciskały się do obór na przykład pod postacią żaby, myszy, kota czy psa.
W Wielki Czwartek zaś, chodziły nago po łąkach i zbierały zioła. Nikt nie mógł ich przy tej czynności widzieć, inaczej miały za karę tę osobę zaczarować.
Bosorki pełniły także rolę wiejskich akuszerek, oraz ,,znały bajaty madru", czyli umiały zaszeptywać ból brzucha. Co to jest zaszeptywanie?
"Zasziptuwanie " to wypowiadane podczas zabiegu słowa, formułki, które - co najważniejsze -powinny być wykonywane cicho, w sposób niezrozumiały dla chorego i osób trzecich.
Teksty tychże formułek wypowiadanych przez bosorki i znachorów nigdy nie udało i nie uda się poznać. A wszystko dlatego, że Łemkowie wierzą iż zdradzenie tych treści innej osobie powoduje utratę mocy uzdrawiania i przenosi ją na osobę, która tę formułkę usłyszała.
Zgodnie z tym przykazem treść ,,zasziptuwania" przekazywana była wybranej osobie (zazwyczaj komuś z rodziny) dopiero na łożu śmierci.
Fot. Roman Reinfuss
Również mężczyźni mogli być czarownikami. Szczególne predyspozycje w tym kierunku mieli wykazywać ci będący młynarzami czy cieślami.
Do czynności związanych z leczeniem przy pomocy metod magicznych dołączały się pewne elementy religijne. Ważna była liczba 3. Zabieg zaszeptywania na przykład najczęściej powtarzano trzy razy.
Ażeby oddalić od siebie podejrzenia o związek z siłami nieczystymi, wielu znachorów, czy baczów demonstracyjnie podkreślało swoją pobożność. Prowadzili ascetyczny tryb życia, przestrzegali postu w środy i piątki. Szczególną uwagę zwracała na siebie sławna znachorka z Blechnarki Akila Dancz, która ostatni posiłek przyjmowała we wtorek, zaś kolejny dopiero w piątkowy wieczór.
Osoby trudniące się znachorstwem, oraz szeroko pojętą sztuką magiczną często bywali ekscentrykami, wyróżniali się w jakiś sposób spośród innych. Ciekawym przypadkiem był worożka z Wysowej - bezdzietny, zamożny gazda, który porzucił żonę i żył z inną kobietą. Zajmował się głównie wróżeniem, wskazywał gdzie szukać zguby, czy przedmiotów ukradzionych, umiał odczyniać uroki (leczyć różę, czy kurdziel u bydła), ale z wielką chęcią udzielał także porad w sprawach małżeńskich.
Jego klienci opowiadali, że swoją moc czerpał ze sznurka od gaci, czyli tzw. ,,hacznyka". Bawił się nim zwykle, kiedy się głęboko nad czymś zamyślił, skąd zapewne zrodziło się owe przekonanie.
W swoich działaniach znachorzy często posługiwali się rekwizytami cerkiewnymi i poświęcanymi. Worożkowie zajmujący się przepowiadaniem przyszłości wyszukiwali zguby za pomocą psałterza. Jak? Otwierali na oślep księgę, a na tej stronie ,,gdzie się otworzył" miała znajdować się odpowiedź na zadane przez klienta pytanie (wiadomo, do własnej interpretacji, więc każdy znalazł coś dla siebie).
Nie każę Wam w to wierzyć, a pokazuję jedynie jak ważną rolę jeszcze całkiem niedawno odgrywali ci ludzie w życiu wioski. Bo to byli prawdziwi ludzie, owiani w jakiś sposób legendą, ale całkiem realni i stąpający po ziemi.
W opowiadaniach Łemków, które zbierał wybitny etnograf Roman Reinfuss, prawda miesza się z ludową fantazją. Sami znachorzy, worożkowie, baczowie opowieściami - niekoniecznie realnymi - budowali wśród ludności swoją można powiedzieć renomę. Opowiedział jednej osobie, ta przekazała to kolejnym i tak właśnie ich legenda, ale i wbrew pozorom wiarygodność rosła. Ponoć kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą :)
Oczywiście tak samo jak i dziś, wśród osób trudniących się tym fachem trafiali się oszuści. Reinfuss podaje przykład z Łosia gdzie miało straszyć na plebanii. Zgłosił się więc do proboszcza znachor, który miał problemowi zaradzić. Kiedy ten odmówił, okazało się, że ,,strachem" wydającym tajemnicze odgłosy i pomruki był własnie tenże znachor, okazujący wielką chęć pomocy.
Dzisiaj wiara w uroki odchodzi w zapomnienie. Chociaż są jeszcze małe wioski, skryte wśród gór Beskidu Niskiego, gdzie bosorki nadal zabierają krowom mleko, a węgielki wrzucane do garnuszka z zimną wodą, liczone od tyłu mogą pomóc... Nie zapominając oczywiście o wylaniu wody przez lewe ramię i odwróceniu garnuszka do góry dnem... Ale więcej Wam nie zdradzę :)
Kasia
Źródła:
Roman Reinfuss " O łemkowskich worożkach, baczach i czarownikach"
Wierzyć, nie wierzyć, ale Beskid Niski potrafi zauroczyć. I to jest mocny czar.
OdpowiedzUsuńPODOBA MI SIE TWOJ ARTYKOL.NIE JESTEM TAKA STARA ALE WIERZE W UROKI I NIEKTORE INNE ZABOBONY.ZAWSZE LUBILAM SLUCHAC JAK DZIADKI OPOWIADALI O TYCH ROZNYCH ZABOBONACH. OPISUJ WIECEJ TAKICH LEGEND.POWODZENIA ANNA
OdpowiedzUsuńMoja prababcia musiała być wróżką bo jak przyjeżdżałam do rodziny na beskidzką wieś i sąsiedzi pytali: "czyja to, czyja;? ciotka odpowiadała " od Julki worożkowej".
OdpowiedzUsuńDziś jeszcze znam ludzi z Pogórza dla których, rzucanje uroku zapatrzanie to rzeczywistość a nie gusła, nawet jednego !tórego mozna by spokojnie worożem okrzyknąć (mnie kiedyś też "zaczarował" tak że walnąłem łbem w część instalacji, obok której przechodzę co klika dni od dwudziestu pięciu lat). Do dziś są też tacy którzy wierzą iż pójdźka woła "pójdź, pójdź w dołek pod kościołek" tym samym wieszczącczyjąś śmierć.
OdpowiedzUsuń