Kochani, niedługo blog będzie obchodził swoje drugie urodziny, ale to ten dzisiejszy wpis jest wyjątkowy :) Dlaczego? Właśnie dziś piszemy po raz setny!
Z tej okazji chcemy zaprezentować coś innego. Przede wszystkim pokazać trochę niepublikowanych zdjęć, powiedzieć co nieco o kulisach wypraw, o planowaniu, zdjęciach... Chwilami może będzie sentymentalnie, będą wspomnienia, chcemy dać się bliżej poznać :)
Wędrujemy regularnie, to znaczy przez cały rok, bez względu na pogodę, od dwóch lat. Pamiętam naszą pierwszą wycieczkę, na Baranie z Olchowca. Nigdy w życiu mnie tak nogi nie bolały :)
Po tamtym spontanicznym wypadzie postanowiliśmy kupić sobie jakieś turystyczne obuwie. Broń Boże jakieś drogie, ot najtańsze wodoodporne buty Quechua. Moje służą mi nieprzerwanie od początku!
Blog nie jest naszym źródłem utrzymania, nie czerpiemy z tego żadnych zysków, więc nie inwestujemy w ,,sprzęt". Nie nosimy firmowych, sportowych ubrań. Na wycieczki chodzimy z mapą, najzwyklejszą, papierową.
Plecak, a w nim coś do picia i jedzenia. Kilka drobiazgów, takich jak latarka, scyzoryk, kompas, zapalniczka, coś na deszcz... bo nigdy nie wiadomo co może się przydać i kiedy :)
W Żydowskiem wiosną i jesienią...
Z tej okazji chcemy zaprezentować coś innego. Przede wszystkim pokazać trochę niepublikowanych zdjęć, powiedzieć co nieco o kulisach wypraw, o planowaniu, zdjęciach... Chwilami może będzie sentymentalnie, będą wspomnienia, chcemy dać się bliżej poznać :)
Wędrujemy regularnie, to znaczy przez cały rok, bez względu na pogodę, od dwóch lat. Pamiętam naszą pierwszą wycieczkę, na Baranie z Olchowca. Nigdy w życiu mnie tak nogi nie bolały :)
Po tamtym spontanicznym wypadzie postanowiliśmy kupić sobie jakieś turystyczne obuwie. Broń Boże jakieś drogie, ot najtańsze wodoodporne buty Quechua. Moje służą mi nieprzerwanie od początku!
Na wodę, na błoto, na każdą pogodę :)
Blog nie jest naszym źródłem utrzymania, nie czerpiemy z tego żadnych zysków, więc nie inwestujemy w ,,sprzęt". Nie nosimy firmowych, sportowych ubrań. Na wycieczki chodzimy z mapą, najzwyklejszą, papierową.
Plecak, a w nim coś do picia i jedzenia. Kilka drobiazgów, takich jak latarka, scyzoryk, kompas, zapalniczka, coś na deszcz... bo nigdy nie wiadomo co może się przydać i kiedy :)
Pierwsza wycieczka - na szczyt Baranie, Milena miała wtedy 2 i pół roku, a Kamil więcej włosów na głowie :)
To drzewo już się przewróciło...
Zazwyczaj wstajemy z rana i wyjeżdżamy. Czasem z dzieckiem, czasem bez - zależy jak długi dystans mamy do przebycia :) Wracamy wieczorem.
Na początku do robienia zdjęć używałam zwykłego, taniego kompaktu. Jest to wygodne, bo jest mały, nie przeszkadza, ale niestety jakość zdjęć pozostawiała wiele do życzenia. Pod koniec 2016 roku do wypraw dołączyła lustrzanka Sony Alfa 58 SLT.
Powiedzmy, że cały czas odkrywam jego możliwości, ale grunt, że jakość zdjęć się poprawiła :)
Ja i moja pasja fotograficzna cały czas się rozwijamy :)
Krzyż w Czarnem zimą i latem
Jak wspominałam wędrujemy w każdej pogodzie i o każdej porze roku. Najbardziej dała nam popalić ostatnia zima, bardzo śnieżna, mroźna i kapryśna, bo często mieliśmy do czynienia z marznącymi opadami...
Duża warstwa śniegu i krótki dzień sprawiają, że wycieczki muszą być krótkie i treściwe. Warto wtedy poruszać się po odśnieżonych drogach, a nie po lesie.
Bardzo ciężko było w styczniu, w Jasionce i Krzywej.
Najpierw napadało śniegu, potem marznący deszcz utworzył charakterystyczną ,,skorupę", a na to jeszcze trochę śniegu i dodatkowo mgła...
Taki przekładaniec
Łydki mnie bolą na samo wspomnienie tej wędrówki
Mroczna aura, ale było wtedy pięknie!
Mgła i mróz = szron :)
Ponad Jasionką widoczność sięgająca paru metrów
No i mróz :) To jeszcze nie największy podczas którego mieliśmy okazję szwendać się po Beskidzie Niskim ;)
Ale żeby nie było, że taka zima zła... Zdarzały się również i piękne dni, no i piękne zaspy :D
W Olchowcu
Drogą, odśnieżoną to można iść na koniec świata
Warto było :)
Wiele razy złapał nas również deszcz. Najgorszy podczas łazikowania w okolicy Jaślisk.
Zachciało nam się wtedy iść ze Szklar do kapliczki nad Posadą Jaśliską, oczywiście na przełaj, przez pola, potoki... W strugach deszczu :)
Chwilami wystarczy przeczekać...
A Jaślisk od tej strony to chyba nie widzieliście :)
Piękny byłby to widok jakby... no właśnie :)
I wszystko wisi, jakby to zaraz miało człowiekowi na głowę spaść...
Mozaika pól nad Posadą Jaśliską robi wrażenie :)
Ale deszczowo było też w Rezerwacie Przełom Jasiołki...
No i na Foluszu... istny deszczowy las!
A jak już jesteśmy przy wodzie, to wiadomo, że nieraz przyszło przekraczać wszelkiego typu potoki, potoczki i rzeczki w bród. Takie trasy najlepiej zaplanować na ciepłe lato. Bo chyba, w razie upadku lepiej wpaść do wody w upalny dzień, niż w mroźny?
I oczywiście pamiętajmy, że takie górskie potoki potrafią po deszczu zmienić się w rwące rzeki, więc lepiej nie zgrywać cwaniaka, tylko pamiętać o sile żywiołu i darować sobie wtenczas przeprawę :)
Sposób Kamila, po kamyczkach
I wersja Katarzyny :) Zimna ta woda...
Każdy z Was ma miejsca, do których lubi wracać. My również :)
Przeglądając zdjęcia stwierdziłam, że najczęściej odwiedzana przez nas wioska to Polany Surowiczne - do których mamy osobiście największy sentyment...
Oprócz Polan Surowicznych z chęcią wracamy do Olchowca, Żydowskiego, Nieznajowej :)
Oczywiście w miarę możliwości poza sezonem.
Oczywiście w miarę możliwości poza sezonem.
W Żydowskiem wiosną i jesienią...
Zmieniają się pory roku, krajobraz... Bywa, że jest krzyż, a za rok już go nie ma...
Jak w Czarnem.
Zima 2016
Lato 2017
Wiele razy to powtarzam, że jak na taką ilość tułania się po lasach, pustych dolinach, niejednokrotnie po miejscach gdzie noga ludzka nie stanęła od dawna... To bardzo rzadko spotykamy jakiekolwiek dzikie zwierzęta. Ot, czasem gdzieś wyskoczy kilka jeleni, przyprawiając nas o szybsze bicie serca, albo gdzieś przemknie lisek, ale większego zwierza - nigdy.
Wiele razy widzieliśmy ślady wilka, czasem świeże, ale wiadomo, trudno je spotkać w dzień.
Najlepiej tropi się zimą, albo w ukochanym błotku
Kilkakrotnie trafiliśmy też na ślady bytności niedźwiedzia, a mianowicie dwa razy spotkaliśmy misiowe odchody (miejsc nie wymienię). Aż w końcu wiosną tego roku, w Jaworniku udało się odnaleźć upragnione tropy! Bo w sumie to nie wiem, czy mam ochotę na osobiste spotkanie :)
Taak... W nieistniejących wsiach można znaleźć wiele ciekawych rzeczy. Nie wspominam tu o studniach, zawalonych piwnicach, na których można sobie połamać nogi...
Znajdowaliśmy przeróżne żelastwa, zawiasy, podkowy, elementy wyposażenia kuchni, kawałki garnków, czajników... Można by tak wymieniać i wymieniać :)
Jedno z ciekawszych znalezisk to pocisk ze Smerecznego...
A dla mnie osobiście ciekawym znaleziskiem są - prawdopodobnie zęby, znalezione w bocznej dróżce w Balnicy.
Z kim ja się nie konsultowałam, żeby określić co to i czyje to :) Ostatecznie jednak, na podstawie zdjęć pomógł mi pewien Pan z Instytutu Systematyki i Ewolucji Zwierząt Polskiej Akademii Nauk w Krakowie.
Stwierdził, że są to zęby konia, starszego osobnika :)
Takie wędrówki wcale nie muszą być nudne dla dzieci, choć na dłuższe wycieczki, bez plecaka pełnego słodyczy na przekupstwo nie ma się co wybierać :)
Oswajamy kumaka górskiego, oczywiście po bliższym poznaniu z powrotem wylądował w swojej kałuży
A małe oczka, usytuowane bliżej ziemi widzą dużo więcej niż nasze ;)
,,No nie ruszymy tego kamienia"
Na koniec pójdę w banał i powiem Wam, że zawsze warto wyjść z domu. Bo my na przykład nie jeździmy jakoś daleko, a jaka to świetna przygoda! Ruch na świeżym powietrzu, poznawanie przyrody (ileż gatunków roślin spotkałam podczas wojaży po Beskidzie Niskim i Bieszczadach - to temat na osobny tekst), zgłębianie historii...
Dzięki temu blogowi i funpage'owi na Facebooku poznaliśmy mnóstwo fantastycznych osób, o podobnych zainteresowaniach. Z niektórymi mieliśmy okazję się spotkać, z innymi mam nadzieję, będziemy mieć jeszcze sposobność :)
Bieszczady 2015 rok, świat u naszych stóp :)
Zetknęliśmy się z wieloma wyrazami sympatii, co jest akurat bardzo miłe, ale mamy także cały czas otwarte umysły na konstruktywną krytykę, oraz jesteśmy otwarci na wszelkie sugestie ;)
No i oczywiście, jakby nie Wy - drodzy czytelnicy i obserwujący, to nie byłoby chęci do pisania, do opowiadania. Wydaje mi się, że szczególne podziękowania należą się w tym miejscu Maciejowi, który jest aktywny na naszym blogu od początku, od pierwszego wpisu :)
Co prawda statystyki, to tylko liczby, ale wpływają w istotny sposób na motywację.
Liczbowo:
Wyświetleń bloga ponad 163 tysiące.
Ilość postów: 100
Wasze ulubione:
Opuszczone wsie Beskidu Niskiego - Ciechnia - wyświetlone ponad 13 tysięcy razy!
Dawne łemkowskie tradycje i zwyczaje wielkanocne - prawie 9 tysięcy odsłon
Dawne łemkowskie tradycje i zwyczaje bożonarodzeniowe - niespełna 6 tysięcy wyświetleń
Teksty o zwyczajach były i są bardzo bliskie mojemu sercu, tym bardziej cieszy tak duże zainteresowanie tym tematem :)
Powiem Wam więcej. Żeby powstało 100 tekstów na tym blogu odbyliśmy niespełna 70 wędrówek. Tak, policzyłam! Wszakże wszystko mam udokumentowane :)
Oczywiście niektóre wycieczki zaowocowały więcej niż jednym wpisem. Nie jestem w stanie zliczyć ile przeszliśmy kilometrów, ale pewnie też trochę by się tego uzbierało :)
Czego nam życzyć?
Albo... lepiej nie ;)
Bo pasja i miłość do wędrowania wciąż pcha nas dalej, ku nowym przygodom, a odpoczywać będziemy, cóż, może na emeryturze?
DZIĘKUJEMY, ŻE JESTEŚCIE Z NAMI!!!
Kasia
Jeśli odpoczynku, to tylko tak aktywnego, jak dotychczas! I nie liczcie, że na emeryturze będzie spokojniej. Już ja coś o tym wiem. :)
OdpowiedzUsuńWędrujcie, fotografujcie i dzielcie się z nami. Do kolejnego spotkania!
Jeżeli zabraknie nam Beskidu Niskiego i Bieszczadów to ruszymy dalej w Polskę ale tematów nam na pewno nie zabraknie :) Nie chcemy zeby na emeryturze było spokojnie bo to nasz sposób na wypoczynek, aktywny :)
UsuńSzalenie mi miło. (Jaki jest emotikonek na "szalenie miło"?)
OdpowiedzUsuńPiękne, te Wasze wędrôwki i kształcące także dla czytelników.
Fajne podsumowanie.
Ps. sam nabijam kilometry w tanich quechuach i sobie chwalę (tyle że moje czerwone).
Ja mam dwie pary i też nie narzekam, nawet zimą dawaly radę ! Chociaż na dobrą zime to mam porzadne skórzane buty z gruba podeszwą :)
UsuńJa już cięższe, to chyba tylko w Himalaje ;)
UsuńWszakże często to chodzenie, zwiedznaie, odkrywanie to również odpoczynek :) tylko bardziej psychiczny niż fizyczny :) życzę wytrwałości i dalszej motywacji do pisania tak świetnych postów :)
OdpowiedzUsuńFizycznie nie jest najgorzej, im wiecej sie chodzi tym lepsza kondycja jest :) Też bysmy sobie życzyli by nam nie zabrakło motywacji do prowadzenia tego bloga :) Pozdrawiamy :)
UsuńGratuluję wspaniałej pasji : blogowania, wędrowania i fotografowania, a także przekazywania swych wspomnień i spostrzeżeń w sympatyczny sposób. Życzę kolejnej setki udanych wpisów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam magursko
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa taki wypad w góry no i zawsze na koniec na odpoczynek należy się nagroda. Jednak należy pamiętać, że bardzo ważne są buty trekkingowe https://butymodne.pl/trekkingowe-damskie-c55205.html gdyż bez nich to raczej żadna wyprawa się nie uda.
OdpowiedzUsuń