Często zachęcamy Was do odwiedzenia słowackiej części Beskidu Niskiego. Niejednokrotnie przy okazji, kiedy wędrujemy po przygranicznych miejscowościach, robimy małe ,,wypady" na Słowację. Nie inaczej było i tym razem, jednakże przy okazji wycieczki, którą dziś opiszę, to Słowacja i przepiękna miejscowość Habura była naszym celem :)
Kolejny odcinek pokonujemy już drogą, która biegnie cały czas przy wysokim ogrodzeniu... Okazało się, że ktoś tutaj hoduje dzikie zwierzęta.
Takie całkiem znajome widoki, bo przecież podobny ,,kompleks budynków" mijaliśmy po drodze, w Woli Wyżnej. Tyle, że nie wiem jak to się zwie na Słowacji :)
Cerkiew grekokatolicka z 1800 roku, w późniejszym okresie przebudowywana.
Nigdzie nie mogę znaleźć informacji pod jakim wezwaniem jest ta świątynia, czyżby to malowidło na dzwonnicy miało być podpowiedzią?
Cały dzień wędrówki, przeszliśmy 26 km, na finiszu już trochę zmęczeni... i dopiero wtedy tak na prawdę wyszło słońce :)
Startujemy z rana i o 9 jesteśmy już w Rudawce Jaśliskiej. Bardzo lubię wędrować tamtą drogą, ale tego dnia, wyjątkowo, podjeżdżamy aż pod ostatni szlaban, bo plan jest ambitny i sporo kilometrów do przejścia. Sytuacja jaką zastaliśmy na miejscu, nie napawała optymizmem...
Perspektywa całodziennej wędrówki we mgle delikatnie ostudziła nasz zapał, ale wyruszyliśmy... Za stawami w Jasielu skręciliśmy w prawo i niebieskim szlakiem udaliśmy się w stronę granicy.
O Jasielu pisaliśmy w ubiegłym roku, przeczytacie o nim TUTAJ.
O Jasielu pisaliśmy w ubiegłym roku, przeczytacie o nim TUTAJ.
Niezwykle różnorodne łąki, bogate w rośliny.
Na zdjęciu storczyki, wydaje mi się, że to gółka długoostrogowa...
A niestety im dalej w las... tym większa mgła. Całe połacie borówczysk, choć jeszcze nie dojrzałych, prawie jak w Bieszczadach. Pewnie każdy wie, że niedźwiedzie lubią borówki, więc tak jakoś przyspieszyliśmy :)
Wędrujemy przez chwilę szlakiem granicznym. W tym momencie żegnamy się z polskim szlakiem i wchodzimy na słowacki - koloru niebieskiego, który ma nas zaprowadzić do Habury. Jeśli miałabym powiedzieć kilka słów o słowackich szlakach... Na pewno nie są tak dobrze oznakowane jak polskie :) Często trzeba iść na tak zwanego ,,czuja".
Wychodzimy na rozległe łąki. To kolejna różnica między polską i słowacką częścią Beskidu Niskiego. U nas na skutek wysiedleń, zaniedbania, zapomnienia wszystko zarosło... I choć w pewnym sensie ma to swój urok, to niestety niewiele mamy wzgórz z których możemy podziwiać rozległe panoramy.
Na próżno szukać tu drogowskazów :)
To malownicze wzgórze nazywa się Stavenec. Znajduje się tam wiata, w której zatrzymujemy się, żeby coś zjeść :)
Krzyż został postawiony niedawno.
Mniej więcej po lewej stronie od krzyża znajdują się Medzilaborce, choć na zdjęciu tego nie widać, z tego miejsca można ujrzeć nawet bloki mieszkalne w tym mieście :) A w dole, oczywiście znajduje się Habura.
Takie całkiem znajome widoki, bo przecież podobny ,,kompleks budynków" mijaliśmy po drodze, w Woli Wyżnej. Tyle, że nie wiem jak to się zwie na Słowacji :)
Habura leży w historycznym kraju Zemplin (to najdalej wysunięty na wschód region historyczny i etnograficzny Słowacji, południowa część regionu położona jest na Węgrzech).
Pierwsza wzmianka o wsi pochodzi z roku 1543. Habura leżała na starym szlaku handlowym wiodącym z Węgier, doliną rzeki Laborec i dalej przez Przełęczy Beskid Nad Czeremchą do Polski.
W czasie II wojny światowej przez Haburę przebiegał kurierski szlak przerzutowy Armii Krajowej na Węgry.
Wioska ta była jedną z pierwszych w dzisiejszej Słowacji, wyzwoloną spod okupacji niemieckiej. Niestety ciężkie walki toczone tu jesienią 1944 roku skończyły się niemal całkowitym zniszczeniem wsi.
Dziś w Haburze mieszka około 500 osób, w przeważającej większości narodowości rusińskiej.
Nasz towarzysz dziarskim krokiem podąża na słowacki Bruklin :)
Cerkiew grekokatolicka z 1800 roku, w późniejszym okresie przebudowywana.
Nigdzie nie mogę znaleźć informacji pod jakim wezwaniem jest ta świątynia, czyżby to malowidło na dzwonnicy miało być podpowiedzią?
Budynek naprzeciwko cerkwi, wygląda na stary i opuszczony
W Haburze znajduje się także druga cerkiew, drewniana pw. św. Mikołaja Cudotwórcy. Jest to wybudowana w 2011 roku wierna kopia XVI-wiecznej cerkwi grekokatolickiej.
Pierwszą drewnianą świątynie w tym miejscu wybudowano prawdopodobnie w latach 1502-1510. Jednak wraz z rozrostem wsi, pojawiła się potrzeba wybudowania większej cerkwi, w związku z czym w 1740 roku wybudowano w Haburze nową, większą świątynię pw. św. Michała Archanioła, a tą starszą przeniesiono do Małej Polany (słowacka Malá Poľana ). Tam stała, aż do 1935 roku...
Wtedy to wiosną 1935 roku burmistrz uzdrowiskowego miasta Hradce Kralove, Josef Pilnaczek odkupił od grekokatolickiej parafii w Małej Polanie cerkiew za 10 tysięcy koron czeskich.
Cerkiew ulokowano w Parku Jiraska, gdzie stanowić miała pomnik czechosłowackich legionistów poległych w czasie pierwszej wojny. Cerkiew przywrócono również do celów kultowych, konsekrowano ją jako cerkiew prawosławną i pełni tą funkcję do dzisiaj.
Na przełomie XX i XXI wieku parafianie z Habury, wraz z miejscowym urzędem gminnym, zwrócili się do władz miejskich w Hradkach Kralovych o oddanie im cerkwi. Po długich negocjacjach pomiędzy urzędami, miasto Hradce Kralove obiecało wspomóc finansowo wybudowanie w Haburze repliki cerkwi.
Tutaj splatają się losy cerkwi z Komańczy i cerkwi w Haburze. Jak? Po pożarze cerkwi w Komańczy w 2006 roku powstał projekt odbudowy miejsc kultu na pograniczu słowacko-polskim. Projekt współfinansowany był przez Unię Europejską i objął cerkiew w Komańczy i XVI-wieczną cerkiew w Haburze.
Uroczyste poświęcenie nowo wybudowanej cerkwi miało miejsce 9 lipca 2011 roku, od tego czasu służy jako świątynia ekumeniczna dla wszystkich mieszkańców wsi.
Od cerkwi, ścieżynką w górę idziemy do kniazia Laborca, na wzgórze Vršok (444 m n.p.m.)...
Anonimowa kronika podaje, że kniaź Laborec żył na przełomie IX i X wieku na zamku Hung. Po najazdach plemion starowęgierskich na Kotlinę Karpacką szukał ponoć schronienia w twierdzy zemplińskiej.
Schwytano go i zgładzono nad brzegiem rzeki Sviržawa, od tamtej pory nosi ona nazwę Laborec. W kulturze rusińskiej postać kniazia odgrywa bardzo ważną rolę.
Postać kniazia Laborca ( pozwolę sobie tak odmieniać) ma prawie 5,5 metra wysokości, waży 1800 kg i jest wykonana z brązu. Podstawa ma 1,7 metra. W postument wbudowana została kasetka z ziemią ze wsi łemkowskich wschodniej Słowacji, która symbolizuje jedność i tożsamość Łemków.
Autorem rzeźby jest malarz Ján Tapák. Uroczyste odsłonięcie pomnika miało miejsce w 2014 roku.
Z tej strony na postumencie widać wypisane wszystkie 106 miejscowości, z których ziemia ukryta jest wewnątrz
Strażnik... niezły ma widoczek z tego wzniesienia, patrzy w stronę granicy polsko-słowackiej :)
A u swoich stóp ma Haburę
Nie chcieliśmy wracać tą samą drogą, więc wybraliśmy się na przełaj, przez łąki, ku granicy. Pogoda wreszcie postanowiła się zrehabilitować, zaczęło się wypogadzać :)
Widok z łąk nad Haburą w stronę Przełęczy Radoszyckiej
A tutaj już spod samej granicy, widzimy po lewej w dolinie zabudowania Habury
A tutaj, zdaje się w środku kadru Kamień nad Jaśliskami :)
Spotkana na polnej drodze żmija zygzakowata - pięknie ubarwiona
Cały dzień wędrówki, przeszliśmy 26 km, na finiszu już trochę zmęczeni... i dopiero wtedy tak na prawdę wyszło słońce :)
Beskid Niski po stronie słowackiej jest intrygujący, jest inny niż ten ,,nasz". Przede wszystkim jest tam dużo łąk, z pięknymi widokami, przytulne wioski z charakterystyczną zabudową... całym sercem zachęcam do odwiedzenia tych malowniczych miejscowości, takich jak Habura. Gwarantuję, że jest to coś, czego nie spotkacie w polskiej części Beskidu Niskiego!
Sprawdźcie sami! :)
Kasia
Źródła:
Damian Nowak, Translokacje cerkwi w Karpatach [w:] Drewno w architekturze, Kraków 2016
Zgadzam się. Po stronie słowackiej jest nieco inaczej niż u nas, tam ciągłość osadnicza nie została zerwana, więc widzimy co straciliśmy.
OdpowiedzUsuńA wędrówka piękna i trasa niekrótka. Szkoda tej mglistości, ale tak to bywa.
Pogoda tego dnia była bardzo dynamiczna, od mgły i mżawki po piękne słońce popołudniu :)
UsuńPiękna wędrówka. A kniaź na pomniku imponujący. I dobrze się miewa - z takimi widokami nic a nic się tam nie nudzi.
OdpowiedzUsuńSpecjalnie dla tego Kniazia postanowiliśmy wyruszy w tamte strony :)
Usuńpo naszej Podkarpackiej stronie niestety Rusini zostali wrzuceni do jednego wora z siepaczami i bandytami ukraińskimi spod Przemyśla czy Wołynia zapewne z powodu podobieństw językowych i prawosławia - doklejono im łatkę ukraińców rezunów - i bezrefleksyjnie wywieziono gdzieś na północ czyniąc tym samym ogromne i niepowetowane straty w etnosie kolorycie i wyjątkowości tej Karpackiej części Polski.. dobrze że choć ostali się górale podhalańscy...
OdpowiedzUsuńRaczej nie z powodu prawosławia, bo większość Ukraińców była grekokatolikami, podobnie jak większość Rusinów, choć w okresie międzywojennym sporo wsi przeszło na prawosławie, właśnie po to, aby odciąć się od działań pro-ukrańskich czynionych przez grekokatolickich popów.
UsuńHanys ma sporo racji. To nie kwestia wyznania. Pamiętajmy że kwestie narodowościowe były wtedy powszechnie uznanym dogmatem, tak jak prymitywny darwinizm i wynikła zeńmjeszcze głupsza eugenika.
UsuńChodzi o to że stanowili element inny etnicznie. Zauważmy że wtedy każda nacja się organizowała w/g kryteruim etnicznego. Żydzi mieli swój Bund np. Po prostu Rusacy byli zbyt słabi tak demograficznie jak i gospodarczo by się obronić.
A Górale podhalańscy... Hmmm pomijając słyny Goralen Volk, to etnicznie jednolitej grupy nie tworzą, z daleka widać że wielu z nich to... Cyganie.
A czemu ich nie przesiedlano? A to dzięki takim ludziom jak Ogień. Komuniści zdali sobie sprawę że jak zaczną przesiedlenia, to Ogniowcy na pewno chwycá za broń a na pomoc miejscowych w walce z Wyklętymi już wtedy władza ludowa liczyć by nie mogła. Ponadto co innego przesiedlić kilkatysięcy osób, a co innego blosko milion podchalańczyków.
W przypadku Akcji Wisła trudno mówić o jakiś możliwościach obrony, UPA miała teoretycznie sporo ludzi i była uzbrojona, a LWP sobie z nimi poradziła dość sprawnie. W systemie totalitarnym nikt nie miał większych szans obrony, jeśli było przeciwko niemu skierowane całe państwo ze swoim aparatem. Rusini mieli pecha, bo mówili po rusku, pisali cyrylicą, a komunistom nie chciało się roztrząsać, kto jest Ukraińcem a kto nie. A był to błąd, bo właśnie Łemkowie stanowili barierę przeciwko ukrainizacji.
UsuńA podstaw do wysiedlania górali nie widzę - chyba nikt na poważnie nie traktował ich jako osobnej grupy etnicznej, byli traktowani jako część narodu polskiego. Goralenvolk wcale nie przyciągnał do siebie zbyt dużego procenta miejscowych, więc po złapaniu kilku przykładowych delikwentów i działaczy można było przejsć do pożytku dziennego.
Kryterium wywożenia z Karpat było etniczne, nie polityczne - wywożono nawet rusińskich i ukraińskich komunistów. Więc sama niechęć górali do komunizmu nie byłaby powodem wywózek.
UsuńDokładnie.
UsuńPamiętajmy tylko że cała afera działa się w czasie de facto przygotowań do trzeciej wojny światowej, więc ten czynnik etniczny był dodatkowo wzmacniany kwestiami militarnymi. Chciano mieć "czyste" pogranicza. Zauważmy ze Białorusinów raczej nie przesiedlano. Choć też mówili po rusku i pisali cyrylicą.
Tą cerkiew w Haburze kupiono w międzywojniu prawdopodobnie z tego powodu, iż niszczała i nie była już używana. Miejscowi budowali sobie nowe murowane światynie,stare często szły w zapomnienie. Gdyby nie przeniesiono jej do Hradca Kralove to pewnie by dziś już nie istniała, więc ta prośba o zwrócenie cerkwi jest dość dziwna.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuńBardzo to dla mnie ciekawe. Noszę nazwisko Habura, moja rodzina od strony dziadka była Łemkami. Od zawsze mówiono mi, że mam Węgierskie nazwisko, ale zaczęłam się zastanawiać, czy czasem nie Słowackie.
OdpowiedzUsuń